PODZIEL SIĘ

Inwestowanie zawsze było sztuką. Jednak w czasach rozregulowanych rynków, kryzysu i swoistej „finansowej szulerki” wielość niewiadomych związanych z inwestowaniem potęguje ryzyko, a tym samym niepewność jutra.

[z1]Nikt nie ma wątpliwości – 2012 rok, który kilka dni temu rozpoczęliśmy nie będzie łatwy dla inwestorów. Ochrona zgromadzonego kapitału zawsze była swoistą sztuką, ale w czasach potęgującej się niepewności rynkowej ta sztuka obarczona zostaje coraz większą liczbą niewiadomych. A im więcej niewiadomych, tym wzrasta niepewność i ryzyko związane z podejmowanymi działaniami inwestycyjnymi.

To co nas otacza
O tym, że nasz kapitał, nasze nawet najmniejsze oszczędności musimy chronić i w miarę możliwości pomnażać, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. O tym jak jest wokół świadczą nie tylko nasze subiektywne obserwacje, ale także – a w zasadzie przede wszystkim – dane makroekonomiczne (nawet jeżeli uznamy, że i one obarczone są jakimiś brakami). Zerknijmy chociażby na niektóre z nich. Stopa bezrobocia – ponad 12 procent. Wskaźnik ufności konsumentów – minus 28,6 pkt. Inflacja – 4,8 procent. PKB – jeszcze plus 4,2 procent, ale prognozy nie są już tak optymistyczne, jak ostatnie dane. Dodatkowo, jak podało Ministerstwo Finansów, na koniec grudnia 2011 roku poziom krajowego długu rynkowego wyniósł 507,2 mld zł, wobec 499,3 mld zł na koniec 2010 roku. To wszystko nie napawa optymizmem. Tym bardziej więc musimy chronić to co mamy, a jak się uda, to może i inwestycyjnie jakoś pomnożyć nasze oszczędności.

W co zainwestujemy…
Na początku grudnia Instytut Homo Homini, na zlecenie Deutsche Bank PBC, przeprowadził badania, które pokazują jakie plany finansowe mają Polacy w tym roku (szerzej o tym badaniu można przeczytać TUTAJ). Okazuje się, że ponad 56 proc. zapytanych osób nie planuje żadnych działań. 17,7 proc. respondentów zamierza oszczędzać na lokatach terminowych (głównie ludzie młodzi do 24 roku życia i osoby w wieku emerytalnym). 10,1 proc. osób, które wzięły udział w sondażu ma zamiar samodzielnie oszczędzać na emeryturę. O inwestycjach giełdowych wspomniało 3,4 proc. pytanych (przede wszystkim osoby w wieku 35-44 lata). Taka sama część respondentów chce zainwestować część swoich wolnych środków finansowych w inwestycje alternatywne, takie jak między innymi wino, sztuka, ziemia. O produktach ustrukturyzowanych wspomniało 0,5 proc. pytanych.

Zapewne cieszy duży procent tych, którzy w inwestycjach wspomagających emeryturę widzą szansę zabezpieczenia kapitału. Nie zaskakuje też zainteresowanie lokatami, czyli najprostszą z metod inwestycyjnych. Niestety, po wielkich wpadkach funduszy inwestycyjnych, zainteresowanie tym sposobem na oszczędzanie ogromnie spadło. Wydaje się jednocześnie, że odbudowanie zaufania do TFI może dość długo potrwać, a przyciągnięcie do funduszy osób nieco starszych wydaje się mało prawdopodobne.

Sensownie ulokować
Od sondaży przejdźmy jednak do pewnego prognozowania. Co nas może czekać w tym roku? Jak uchronić swoje pieniądze przed inflacyjnym wirusem? Jak i gdzie zainwestować, żeby zarobić? Oczywiście jak zawsze w takim przypadku zdania analityków są podzielone. Tym razem łączy ich jednak jedno – brak hurra optymistów.

Jak już wspomniałem wcześniej najpopularniejszą metodą inwestowania są lokaty. Niestety, w zasadzie żadna z lokat na naszym rynku nie pozwala na zarobek, a tylko niektóre ochraniają nasze pieniądze przed inflacją. Dlatego wybierając lokatę dokładnie przeczytajmy wszystkie informacje na jej temat (nawet te pisane najdrobniejszym druczkiem). Wiele banków manipuluje bowiem informacją. Ogranicza na przykład wielkość wkładów depozytowych, wymusza zakładanie rachunków, łączy depozyty z kartami itp. Analitycy z Open Finance zakładają, że (o ile przez rynki nie przejdzie jakiś huragan) to średnie oprocentowanie lokat powinno być na poziomie około 5-5,2 proc. brutto w skali roku.

W przypadku lokat znaczącą zmianą będzie na pewno, zapowiedziana przez rząd Donalda Tuska, ,likwidacja lokat antypodatkowych, czyli tych, które chroniły oszczędności przed tzw. „podatkiem Belki”. Tego rodzaju produkty z dzienną kapitalizacją stanowią dzisiaj sporą część portfela inwestycyjnego w ramach lokat bankowych. Co się stanie z tymi pieniędzmi, kiedy nowe przepisy podatkowe wejdą w życie? Na pewno instytucje finansowe będą miały o co walczyć. Zresztą już dzisiaj proponują produkty, które przedłużą „wolność podatkową depozytów”. Proponują na przykład lokaty, w ramach których odsetki zostaną wypłacone w pierwszych trzech miesiącach ich trwania (czyli jeszcze bez „Belkowego haraczu”). Są też propozycje lokat z automatycznym podniesieniem oprocentowania w momencie wejścia w życie nowych regulacji fiskalnych. Trzeba po prostu uważnie szukać. Niekoniecznie w banku, w którym mamy swój rachunek osobisty.

Nieruchomościowe znaki zapytania
Jeszcze niedawno bardzo popularną formą inwestycji nadwyżek finansowych były nieruchomości. Czy nadal będzie to interesujący kawałek tortu inwestycyjnego? Wszystko wskazuje na to, że większe inwestycje na tym rynku mogą być ryzykowne. Wielu analityków przewiduje bowiem dalszy spadek cen domów i mieszkań. Powodem jest cały czas rosnąca podaż z jednoczesnym utrudnieniem dostępu do kredytów hipotecznych. Co prawda kupno mieszkania może uchronić część naszych wolnych pieniędzy przez inflacją (spadek cen nieruchomości może być wolniejszy od inflacyjnego ataku na nasze portfele), jednak z inwestycyjnego punktu widzenia to działania o charakterze na pewno długoterminowym. Poza tym tempo wielką niewiadomą jest tempo spadku cen na tym rynku.

Z danych przekazanych przez Home Broker wynika na przykład, że opłacalność inwestycji na rynku nieruchomości może na minus zaskakiwać nawet pesymistów. Przykładem jest Irlandia, gdzie w ostatnim kwartale 2011 roku ceny ofertowe mieszkań poszły w dół aż o 8 procent. To oznacza znaczące przyspieszenie spadku w porównaniu z poprzednimi kwartałami. W latach 2008-2009 ceny kwartalnie spadały po ok. 5 procent, a w latach 2010-2011 po mniej niż 4 procent. W całym minionym roku ceny obniżyły się aż o 18 procent.

Z rynkiem nieruchomości trzeba zatem postępować ostrożnie. A zatem jeżeli mamy możliwość uzyskania kredytu, a ceny mieszkań i domów w interesujących lokalizacjach spadną znacznie (na przykład o 15 proc.), to długoterminowo pewnie warto taką inwestycję rozważyć. To samo zresztą dotyczy ziemi. Przy czym także tutaj trzeba pamiętać o co najmniej średnioterminowym okresie inwestycyjnym.

Giełda i wiele niewiadomych
Dla osób nie bojących się pewnego ryzyka zawsze interesującym rynkiem ochrony i pomnażania kapitału była giełda. Czy jednak parkiet przy ulicy Książęcej w Warszawie pozwoli na zyskowne inwestycje? Czy papiery notowanych tam spółek warte są zainteresowania inwestorów? Pesymizm – a to on dominuje w wymiarze gospodarczym wokół nas – na pewno nie jest najlepszym czasem dla budowania portfela akcji. Niemniej jednak niemała część analityków właśnie wskazuje na GPW jako miejsce, gdzie racjonalne zachowanie może dać szansę nie tylko na ochronę kapitału, ale także na jego pewne zwiększenie.

W roku, który jest już za nami, zwyżki odnotowało tylko 12 spośród 91 głównych indeksów giełdowych świata. Przy czym te plusy, to na ogół bardzo egzotyczne giełdy. Wyjątek stanowi amerykański Dow Jones Industrial Average, który zyskał około 6 proc. Obejmujący wszystkie rynki dojrzałe, indeks MSCI World stracił 8 proc. Natomiast podobny indeks rynków wschodzących MSCI EM osunął się o 20,6 proc. (jego subindeks grupujący rynki Europy Środkowo-Wschodniej zakończył 2011 rok na minusie 25,7 proc.). W takiej sytuacji może nastała pora na to, by wykresy notowań zaczęły wędrować na północ?

– Wskaźnik ceny do zysku największych polskich spółek wynosi obecnie 8,5 (jest on dużo lepszy, niż miało to miejsce w czasie szczytu hossy), a wiele podmiotów wycenianych jest wg wartości gotówki na ich rachunkach. W tej sytuacji warto w pierwszym półroczu sukcesywnie kumulować papiery notowane na warszawskim parkiecie — twierdził na łamach „Pulsu Biznesu” Adam Nożykowski, dyrektor Noble Banku. Podobnego zdania jest Damian Bukowiecki, niezależny analityk, który w rozmowie ze mną twierdził, że sporo papierów notowanych na warszawskiej giełdzie ma w tej chwili bardzo ciekawą cenę. Ubiegłoroczne spadki sprawiły, że i technicznie, i fundamentalnie niektóre spółki wyglądają bardzo ciekawie. Jednocześnie uważa on, że w nadchodzących dwunastu miesiącach trzeba być inwestorem aktywnym. Długoterminowe kupowanie akcji trzeba sobie odłożyć na jakieś przyszłe, lepsze czasy. Teraz trzeba bacznie śledzić to co się dzieje na rynku. – Trzeba kupować i sprzedawać. Zbyt wielka pazerność może być mocno zdradliwa – twierdzi Damian Bukowiecki.

Podobnego zdania jest Roman Przasnyski z Open Finance. Przy czym on uważa, że pierwsza połowa tego roku na giełdzie będzie jeszcze bardzo nerwowa. Przewiduje nawet możliwość pogłębienia spadków. Nie znaczy to jednak, jego zdaniem, że nie należy szukać okazji. Niemniej jednak zdaniem analityka z Open Finance ostrożniejsi inwestorzy powinni chwilowo wstrzymać się z giełdowymi inwestycjami i rozpocząć zakupy dopiero w drugiej połowie roku.

Trzeba zatem być bacznym obserwatorem, bo wysoką stopę zwrotu osiągnie ten, kto w odpowiednim momencie wróci na rynek akcji. Jeżeli chodzi o zagraniczne rynki, to analitycy uważają, że najbardziej atrakcyjne mają być te wschodzące. Jednak średnie prognozy analityków mówią też o zyskowności na przykład w ramach indeksu Stoxx 600, czy S&P 500. Prognozowana zwyżka tych indeksów to około 6 procent.

A w co konkretnie inwestować jeżeli już zdecydujemy się na giełdową przygodę? Damian Bukowiecki przede wszystkim zaleca mądrą dywersyfikację portfela i ograniczenie apetytu na ryzyko. Zakłada również, że ostrożność w przypadku spółek surowcowych może być inwestycyjnym plusem, przynajmniej w najbliższych miesiącach, które w rym segmencie są dość nieprzewidywalne. Podobnie „tradycyjne spółki medialne” nie budzą chwilowo zaufania. Jest jednak sporo przecenionych akcji, które można wyłuskać i… zaryzykować.

Złoto i rynek pieniądza
Kolejne możliwe miejsce inwestowania, to rynek pieniądza. Polska waluta jest jedną z najbardziej niedowartościowanych wobec dolara w Europie – wynika z analizy indeksu Bic Maca. Bloomberg prognozuje, że złoty może być hitem inwestycyjnym w tym roku. Analiza wskaźnika pokazuje, że złoty jest aż o 43 proc. niedowartościowany wobec dolara. Gorszy wynik na naszym kontynencie osiągnął jedynie rosyjski rubel. Analitycy podają w związku z tym, że nasza waluta ma bardzo duży potencjał do zyskiwania na wartości. Zwłaszcza, że polska gospodarka wypada lepiej od innych w regionie. Analitycy ankietowani przez Bloomberga prognozują, że w tym roku kurs EUR/PLN powinien spaść do poziomu 4,20 zł.

A jeśli nie zabawy walutami, to jest jeszcze rynek metali szlachetnych. W ostatnich latach nie tylko chronił on zainwestowane kapitały przed inflacja, ale pozwolił także na bardzo godziwy zarobek. A jak będzie w 2012 roku. Tutaj zdania obserwatorów rynku złota znajdują się na dwóch przeciwnych biegunach. Z jednej strony słyszymy o „złotej bańce”, która pęknie właśnie w tym roku. W końcu hossa na tym rynku trwa już jedenaście lat, więc zagrożenie inwestycyjne rośnie. Z drugiej nie brakuje optymistów (są chyba w większości). I oni uważają, że chociaż rynek metali szlachetnych czekać będzie pewna korekta, to długoterminowe prognozy zalecają inwestycje w kruszce i na koniec roku przewidują zyskowność z zainwestowanego kapitału. Przy czym zastanawiając się nad inwestycją w złoto musimy bacznie przyglądać się amerykańskiej walucie. Złoty kruszec, czy też mówiąc ściślej jego zachowanie rynkowe, wiąże się bowiem z notowaniami dolara. Im mocniejsza „zielona waluta”, tym już w tej chwili słabsze szanse na wysokie windowanie kursu złotych sztabek.

Alternatywne nisze
Chroniąc swój kapitał, czy też myśląc o jego pomnożeniu, pewna grupa osób spogląda też w kierunku inwestycji alternatywnych. Nie da się jednak ukryć, że mimo wysokiej zyskowności niektórych z nich, są one dedykowane przede wszystkich bardziej zamożnym klientom. I to oni z owych niszowych propozycji rynkowych budują najczęściej pewną, niewielką część swojego portfela inwestując na przykład w fundusze typu venture capital czy też przeznaczając część środków finansowych na kupno wina, czy dzieł sztuki.

Winne inwestycje dały w ostatnim czasie przyzwoity zysk i wszystko wskazuje na to, że jeżeli tylko opowieści o kalendarzu Majów się nie sprawdzą, to nadal dobrze wybrane roczniki z odpowiednich winnic pozwolą na zarobek. Warto jednocześnie zauważyć, że ten rynek w Polsce znajduje coraz więcej zwolenników. Nieco inaczej jest z dziełami sztuki. To rynek trudniejszy od winnego, mniej płynny i kierujący się wielkim subiektywizmem, modą. Dodatkowo u nas, mimo usilnych starań, jest w stanie zalążkowym. Moim zdaniem nie mając mocnego rozeznania wchodzenie na ten grunt może być bardzo ryzykowne. No, ale niektórzy bez ryzyka żyć nie potrafią, więc…

Robiąc małe podsumowanie inwestycyjnego rynku muszę powiedzieć i przekonać nieprzekonanych, że nie tylko warto, ale trzeba go obserwować. Szczególnie dzisiaj, kiedy kryzys dopadł kapitalistyczną ludzkość. Nie brakuje tych, którzy twierdzą, że doprowadziła do tego „szulerka łatwego pieniądza, obłęd arracjonalnych kredytów i wariatkowo instrumentów pochodnych”. Bez względu jednak na przyczyny dzisiaj musimy sobie poradzić z tym, co jest. Powinniśmy starać się mądrze chronić nasz kapitał i racjonalnie myśleć o jego pomnażaniu, korzystając z dostępnych instrumentów rynkowych.

Tomasz Miarecki
www.inwestycje.pl

Źródło: portal-prasowy.pl

9 KOMENTARZE

  1. Nic na siłę, niech każdy inwestuje w to, na czym się zna. ja mam znajomego, który inwestuje – czytaj kupuje tanio i sprzedaje z zyskiem – stare meble. Ma na tym punkcie hopla, kupuje jakieś biedermeiery i holendry, ma dwóch konserwatorów które ze starego drewna potrafią to i owo wycisnąć i ma przebitkę rzędu 120%. na czysto, po spłaceniu pracowników, kosztów, podatków. 120%! Nie wiem, czy jakaś firma akcyjna jest mu w stanie tyle dać.

  2. Im bardziej udziwniony produkt bankowy, tym większe prawdopodobieństwo, że chcą cie zrobić w bambuko. gdyby ludzie skupiali się na prostych operacjach typu roczne lokaty, albo obligacje, więcej byłoby mądrości na rynku, więcej pieniędzy w kieszeniach i mniej tragedii, gdy traci się dorobek życia. Wtedy może twory w rodzaju Amber Gold wtedy nie osiągałyby takich sukcesów.

  3. Deutsche Bank akurat nie powinien za bardzo analizować naszego rynku, ich fundusz DWS jest jednym z tych, który swego czasu pogrążył rzesze oszczędzających. Mieli wysokie marże, opłaty przy spieniężaniu udziałów. W perspektywie dwóch lat na początku lat 2000 ich fundusze przyniosły – 20% zysku nie licząc inflacji. Wcale się nie dziwię ludziom, że funduszy unikają jak zarazy.

  4. Ja się zastanawiałem kiedyś nad lokowaniem kapitału w antykach i monetach, głównie dlatego, że mój bliski znajomy ma ogromną wiedzę w tym temacie i pomógłby mi wyceniać rozmaite przedmioty, numizmaty itd. Po przeliczeniu wszystkiego stwierdziłem, że to raczej opcja dla hobbystów, a nie inwestorów, ruch w tym interesie jest bardzo mały. Można wydać sporo za dobrej klasy obraz, ale przez kilka lat nie znaleźć na niego nabywców. Nie lokata a raczej zamrożenie kapitału.

  5. Już to gdzieś pisałem, ale… najlepszą inwestycją na lata są nieruchomości, zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie tak się ich boją. Kupowanie nieruchomości na wynajem, niekoniecznie nawet w dużych aglomeracjach, jest świetnym wyjściem, o ile dobrze się nimi zarządza. Kredyty są coraz droższe, coraz mniej dostępne, ilość osób które będą korzystać z wynajmu będzie rosnąc. To ogromny rynek, prawie jak w zakładach pogrzebowych:-)

  6. Dla mnie osobiście lokaty to strata pieniędzy, zwłaszcza od czasu, gdy nie da się dzięki nim uniknąć podatku Belki. Co daje ci oprocentowanie rzędu 4 procent rocznie albo niższe, skoro inflacja jest zdecydowanie wyższa? Czy w ogóle można nazwać to inwestycją, skoro oznacza ona tyle, że po prostu mniej tracisz? Inna sprawa, że jak ktoś nie ma wiedzy, trudno mu się poruszać na rynkach i wykorzystywać okazje. Może więc dobrze, że przynajmniej niektórzy próbują chociaż chronić swój kapitał zamiast trzymać go w skarpecie?

  7. Dla mnie przerażające jest to, że tylko niecałe 4 procent osób w sile wieku zamierza inwestować na giełdzie. To oznacza klęskę wszystkich rządowych programów „uwłaszczeniowych”, pokazuje tez, że GPW zdominowana jest przez klientów instytucjonalnych. Są kraje, w których na giełdzie gra, inwestuje niemal 20% dorosłych obywateli.

  8. Zaskoczyła mnie informacja, że wśród ludzi młodych do 24 roku życia, aż 17 procent zamierza oszczędzać na lokatach. Zawsze myślałem, że młodość wiąże się z odwagą, brawura i chęcią ryzyka, a tu proszę. Widać młodzi nie są już tak odważni, jak kiedyś, gdy stawiało się fundamenty kapitalizmy w naszym kraju.

    • Może być wprost przeciwnie, Młodzi wiedzą na tyle dużo, że nie chcą się pakować w instrumenty, o których niewiele wiedza. Czyli mają świadomość swojej niewiedzy i podejmują niewielkie ryzyko inwestując w niebezpieczne papiery. To chyba akurat plus, bo oznaczać może, że jak zbudują odpowiedni kapitał wiedzy, zasilą giełdę swoimi pieniędzmi. Badanie dla mnie na plus.